Kobiety nic nie wiedzą o transformacji regionu Turowa. Tylko jak to możliwe?

Kobiety nic nie wiedzą o transformacji regionu Turowa. Tylko jak to możliwe?
fot. Witold Miklaszewski / Porozumienie dla TrójZiemia

„Energia kobiet” to cykl spotkań, które mają zachęcić panie do aktywnego wpływu na transformację regionu Turowa. Spotkanie pokazało, że społeczeństwo, w tym kobiety, od lat były przysposabiane do unikania tematu. Panie zastanawiały się głośno – „jak to możliwe, że w tak ważnej sprawie do dzisiaj nie ma żadnego dialogu społecznego?”.

Wydobycie węgla brunatnego i spalanie go w elektrowni Turów ma trwać do 2044 r. W świadomości mieszkańców Turów ma znaczenie strategiczne dla bezpieczeństwa energetycznego, długo był „oczkiem” w głowie władzy państwowej. Bogatyńskie dzieci w szkołach od lat recytują wierszyki o kopalni, malują kominy, uczone są, że kopalnia i elektrownia to fundament i przyszłość regionu.

Podczas spotkania kobiet 18 listopada przekonanie o bezpiecznej przyszłości Turowa zostało nazwane „wiarą w świętego Graala”. Słowa te wywołały zdziwienie i niedowierzanie. Dotychczas podobnie wypowiadały się organizacje pozarządowe spoza regionu. Ale nawet one, jeszcze kilka lat temu, nie spodziewały się, że zamknięcie Turowa może przyspieszyć nie polityka klimatyczna UE czy konflikt z Czechami, ale infrastruktura, której budowę rozpoczęto już w czasie trwania rządów PiS.

Od 2018 do 2025 r. lat państwo polskie, wraz z PSE, budowało sieć wysokiego napięcia Mikułowa-Świebodzice, która technicznie pozwoli już w 2028 „odpiąć” Turów od PSE. Ta infrastruktura pozwoli „wyłączyć” elektrownię, a w efekcie też kopalnię Turów już za kilka lat.

Zdumiewające nie jest to, że państwo polskie od lat przygotowywało infrastrukturę do transformacji Turowa. Niezrozumiałe jest natomiast, że społeczeństwo nie miało świadomości, że jest to narzędzie, które od lat „przewidywało”, że praca elektrowni i kopalni Turów będzie zdecydowanie krótsza niż do 2044 r. Na spotkaniu w Zgorzelcu padły słowa, że „ówczesny rząd jedną ręką bronił Turowa do 2044 r., a drugą budował infrastrukturę, która pozwoli na odpięcie Turowa od sieci krajowej”.

Jeżeli prawdą jest, że rząd PiS już w 2020 r. przygotowywał wcześniejsze wyłączenie elektrowni i kopalni Turów, to dlaczego tak zaciekle walczył z Czechami oraz w jakim celu mógł zablokować dostęp do Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla subregionu zgorzeleckiego?

Wiadomo, że te pieniądze ułatwiają „miękkie lądowanie” regionu np. Wielkopolski Wschodniej. W raporcie Polskiej Zielonej Sieci z listopada 2025 dowiadujemy się, że „Wielkopolska Wschodnia wchodzi w kluczowy etap swojej historii gospodarczej. Kończąc wydobycie węgla brunatnego, region zyskuje możliwość zaprojektowania zupełnie nowego modelu wzrostu, opartego na czystej energii”. Tymczasem w Bogatyni związki zawodowe obwiniają PGE i obecny rząd za problemy z zatrudnieniem, ale przecież nawet koncern PGE wcześniej podważał plany wydobycia do 2044 r.

Z jakiegoś jednak powodu scenariusz pisany przez PiS przewidywał tylko jeden i możliwy happyend sporu o Turów. Przekonanie o trwałości kompleksu energetycznego musiało być tak silne, że nawet mieszkańcy, w tym kobiety, zupełnie przeoczyły, że być może pisany jest zupełnie inny scenariusz ich regionu. Zdumiewające są dlatego słowa, od których zaczęła się debata – „w 2025 r. już się nie boimy i możemy o mówić o transformacji”. Kiedy Wielkopolska realizuje projekty transformacyjne, to w regionie Turowa społeczeństwo dopiero zaczyna używać słowa „transformacja” bez obaw o hejt.

Aby zrozumieć z czego może wynikać tak głęboka i sygnalizowana przez zebrane kobiety niewiedza i lęk związany z transformacją regionu, warto podać kontekst historyczny. W regionie od lat promowano jedyny możliwy scenariusz pracy Turowa do 2044 r. i utożsamiania kompleksu Turów z Polską. To promowanie przyjmowało postać skandowania „Obronimy turów, Obronimy Polskę”.

Koncern PGE, jeszcze w czasie rządów PiS nie podawał harmonogramu transformacji, co wiązało też ręce władzom lokalnym, bardzo lojalnym wobec koncernu. Jednak do przecieków dochodziło, a do tego sam koncern PGE przynajmniej dwa razy podważył obowiązującą narrację.

Przed wyborami do parlamentu w 2023 r. prezes PGE Wojciech Dąbrowski ogłosił, że strategia jego spółki przewiduje koniec węgla brunatnego już w 2030 r. Po tej wypowiedzi nastąpił popłoch, związkowcy KWB Turów uznali, że słowa prezesa PGE są „skandaliczne”, a sam Jarosław Kaczyński miał sprawić, że jeden z największych koncernów energetycznych w Europie z dnia na dzień zmienił swoją oficjalną strategię.

Z kolei 23 kwietnia 2025 r. w sejmie odbyła się komisja gospodarki poświęcona tylko elektrowni i kopalni Turów. Wtedy padły słowa z ust dyrektora PGE GiEK Jacka Kaczorowskiego o tym, że kompleks jako całość nie będzie działać do 2044 r. a po 2030 r. nastąpi stopniowe wyłączanie bloków.

Następnie zdezorientowany burmistrz Bogatyni wystosował list do PGE z prośbą o harmonogram i ponownie dostał „zapewnienie” na piśmie, że Turów będzie działać do 2044 r. Wobec tego można zapytać, czy milczenie mieszkańców regionu Turowa było efektem ich spontanicznej niewiedzy, czy też była ta niewiedza skutecznie „produkowana” metodami socjotechnicznymi?

Zdumiewające są bowiem słowa, że w kopalni nikt nie porusza tematu transformacji, nikt nie pyta o przyszłość, ale jednocześnie wszyscy czują, że koncern stopniowo wycofuje się ze swojej „opiekuńczej” roli, że etos górniczego stanu „umiera w ciszy”. Wreszcie wydaje się niesamowite, że mieszkańcy od lat z przekonaniem wypowiadają się o „obcych siłach”, które mają atakować Turów, ale w ogóle nie poruszają tematu stacji Mikułowa, która może być argumentem za wyłączeniem Turowa.

W Zgorzelcu panie podkreślały, że to pierwszy raz, kiedy tak otwarcie dyskutowano o transformacji. Już nie o tym, co może się wydarzyć za 20 lat, ale niedługo. Co ciekawe, uruchomiły się też pokłady pamięci, które wskazują, że w regionie doszło już kilkakrotnie do transformacji, do zamykania zakładów pracy, ale ponieważ dotyczyło to głównie „kobiecych” zakładów to publicznego opłakiwania nigdy nie było.

Huty szkła, przemysł włókienniczy czy urzędniczki i celniczki, które straciły pracę po wejściu Polski do Strefy Schengen, traciły pracę nagle i w ciszy. Właśnie ta pamięć zmobilizowała je do aktywniejszego włączenia się do działania, bo intuicja im mówi, że tym razem „historia może się powtórzyć”. Padały słowa: „5 lat temu, samorządowcy bali się jak ognia tematu transformacji, bo kojarzyła im się ona wyłącznie z zamknięciem Turowa i oni nie chcieli być za to odpowiedzialni. Generowana była iluzja, że my tu na miejscu musimy walczyć o Turów. Ale skończyło się na milczeniu. A teraz decyzja może zapaść bez nas, a my nie jesteśmy w ogóle przygotowani”.

Osoby bliżej związane z PGE wyrażały nadzieję, że zakład się nimi zaopiekuje, ale też mówiły, że same nie chcą się wychylać, narażać. Mówiły, że dotychczas ich „życie było całe zaplanowane, wiedziały do przodu gdzie i z kim spędzą wakacje, że będą święta górnicze”. Biografia była więc prawie całkowicie powiązana z zakładem pracy.

Z kolei osoby niezwiązane z PGE mówiły, że przecież trzeba „wziąć odpowiedzialnością za swoje życie, za budowanie odporności”. Przedsiębiorczynie, także niezwiązane z PGE mówiły, że „w regionie monokultura przemysłowa dała przyzwolenie na niszczenie, że dla dobra zakładu poświęcano zabytki, że społeczeństwo jedną ręką było rozpieszczane, ale też zaniedbywane, nie było zasad ani ich egzekwowania, liczyła się lojalność”. Teraz skutkuje to tym, że w regionie nie wykształciła się przedsiębiorczość, wszyscy tylko liczą na opiekę, a ta nagle może zniknąć, bo wizja „długiego czasu do 2044 r.” może się okazać fikcją.

Bardzo ciekawym i mało znanym wątkiem, który wybrzmiał na spotkaniu jest kondycja emocjonalna społeczeństwa Bogatyni. Okazuje się, że region przoduje w statystykach, jeżeli chodzi o odbieranie dzieci rodzicom biologicznym. Rocznie ma to być około 400 dzieci dla powiatu zgorzeleckiego, podczas gdy średnia dla kraju wynosi 160. Przyjmuje się, że głównym powodem są narkotyki, a z kolei wysoki poziom uzależnienia ma wynikać z bliskości granicy i dysponowania środkami. Tylko czy jest to jedyny powód?

Kobiety mówiły bowiem, że społeczeństwo Bogatyni od lat miało wszystko zaplanowane, było wręcz modelowane do życia z jasnym scenariuszem, nie zadawano pytań, plan po prostu był gotowy. Wobec tej pewności, transformacja ma polegać na „stopniowym odbieraniu nam profitów, pewnych ułatwień nie czujemy opieki, opiekuńczości, państwa, kopalni, stan górniczy już nic nie znaczy, etos też, ludzie już nawet nie chcą chodzić na Barbórki”.

Ta krystaliczna przewidywalność kontrastuje jednak z zamykaniem ust, z bezgraniczną lojalnością wobec dobrego patrona. To dobre życie oznaczało po prostu „siedzenie jak mysz pod miotłą”. Można zatem przewidywać, że największymi ofiarami nagłego zamknięcia zakładu i utraty wpływów do budżetu będą nie tylko górnicy czy pracownicy PGE – oni zapewne dostaną odprawy itp. Już dzisiaj region boryka się z niżem demograficznym a do tego co roku „wyjeżdża” z powiatu około 400 dzieci, ponieważ w całym powiecie nie ma ośrodków terapeutycznych, ośrodków wsparcia, nie ma domu dziecka, domu samotnej matki, likwidowany jest szpital, do tego brak jest transportu lokalnego.

Brakuje środków z funduszu FST, a teraz może się okazać, że walka o Turów była tylko zasłoną dymną. Z tego wynika, że najbardziej zagrożone transformacją są właśnie kobiety i to te, które nie pracują w kopalni, ani w elektrowni, innymi słowy najbardziej narażone są osoby najsłabsze i zależne.

Spotkanie w Zgorzelcu było dla wielu wstrząsające, ale też motywujące: „dla mnie to spotkanie coś rusza, rwie z posad, do tej pory tylko usta nam zamykano”.

Kolejne spotkania wzmacniające w ramach Akademii Liderek Energetycznych już wkrótce.


Autorka: Hanna Schudy