Turowa nie można zamknąć ot tak. Co na to wpływa?

fot. Werni1 - Own work, CC BY-SA 4.0

– Chcieliśmy zbadać, co państwo powinno robić, żeby się do tego przygotować – mówi Michał Smoleń, jeden z autorów raportu „Zmierzch węgla w Turowie. Region potrzebuje planu sprawiedliwej transformacji”, kierownik programu badawczego Energia i Klimat w Fundacji Instrat. – Trzeba zacząć poważnie myśleć o przyszłości po węglu w Turowie. Niezwykle ważny jest wątek regionalny, czyli to, że powiat zgorzelecki nie został objęty Funduszem Sprawiedliwej Transformacji. Przyszłość Funduszu w kolejnej perspektywie finansowej jest zresztą niepewna, więc będzie trzeba uruchomić inne instrumenty wsparcia.

Co decyduje o braku możliwości zamknięcia kompleksu z dnia na dzień i co to oznacza dla lokalnych społeczności wyjaśnił w rozmowie z Odpowiedzialnym Inwestorem.

Kiedy Turów zostanie zamknięty?

Odpowiedzialny Inwestor: Na co przede wszystkim wskazuje raport?

Michał Smoleń: Kompleks energetyczny w Turowie jest szczególnym miejscem. Z jednej strony, według rządowych zapowiedzi, to miało być jedno z ostatnich węglowych centrów w Unii Europejskiej. Mieliśmy zapowiedzi jego pracy do 2044 r. Z drugiej strony mieliśmy sytuację, w której wstrzymanie pracy kompleksu zostało z dnia na dzień nakazane przez Trybunał Sprawiedliwości UE w 2021 r. Przedstawiciele Polskich Sieci Elektroenergetycznych twierdzili jednak, że zamknięcie w tym momencie nie jest możliwe.

Naszym punktem wyjścia jest zapytanie, jakie czynniki uniemożliwiają to zamknięcie i kiedy one się zmienią. Chcieliśmy zbadać, co państwo powinno robić, żeby się do tego przygotować. Trzeba zacząć poważnie myśleć o przyszłości po węglu w Turowie. Niezwykle ważny jest wątek regionalny, czyli to, że powiat zgorzelecki nie został objęty Funduszem Sprawiedliwej Transformacji. Przyszłość Funduszu w kolejnej perspektywie finansowej jest zresztą niepewna, więc będzie trzeba uruchomić inne instrumenty wsparcia. Te dylematy znajdują odzwierciedlenie w głosach z regionu, które zamiast „bronić” tradycyjnych miejsc pracy, coraz częściej domagają się od rządu jasnego scenariusza transformacji oraz odpowiedniej asysty w tym procesie.

Domagają się tego lokalni mieszkańcy, pracownicy kompleksu Turów?

Tak, co też wynika z naszych rozmów prowadzonych w regionie. Najgorsza jest ta niepewność. To nie jest zresztą tak, że działalność kompleksu wydobywczego to dla regionu wyłącznie błogosławieństwo. W raporcie zwracamy uwagę, że o ile zagłębie węglowe jest to znaczna ilość miejsc pracy, to jednocześnie trochę utrudnia rozwój innych sektorów. Sprawia, że te miejsca są uwięzione w surowcowej trajektorii.

W dyskusji publicznej brakowało nam do tej pory rzetelnej analizy czynników wpływających na perspektywy Turowa. Wciąż zdarza się nam słyszeć, że produkuje się tu tani prąd – kiedyś faktycznie tak było, ale zmienia się to na naszych oczach. Inny argument odwołuje się do udziału Turowa w rocznej produkcji energii elektrycznej w Polsce. W ostatnich latach była to skala ok. 6%. Jednak system elektroenergetyczny trzeba bilansować w każdej sekundzie, nie w całym roku. Moce OZE to najtańszy sposób produkcji ogromnych wolumenów energii. Wyzwaniem będzie natomiast ich zastąpienie podczas złej pogody.

Kontrowersyjna rola gazu

Jakie czynniki zdecydują o przyszłości Turowa?

Po pierwsze dużym obciążeniem będą koszty emisji CO2. One sprawiają, że już za parę lat elektrownie węglowe będą wypychane z miksu nie tylko przez źródła odnawialne, ale nawet przez elektrownie gazowe. Wciąż nie mieliśmy zbyt wielu okresów, kiedy gaz ziemny jest relatywnie tani, a uprawnienia do emisji są drogie, ale to jest najbardziej prawdopodobna ścieżka cenowa w perspektywie 2030 r.

Rozszerzenie roli gazu ziemnego w miksie energetycznym ma swoje poważne wady i problemy, na które też zwracamy uwagę. System EU-ETS nie uwzględnia np. emisji w cyklu produkcji. Płaci się tylko za emisje wynikające bezpośrednio ze spalania w elektrowni. Musimy pamiętać też o ryzyku związanym z importem. Jednak nie zmienia to faktu, że obecne realia rynkowe i regulacyjne będą sprzyjać wypieraniu węgla przez gaz. To będzie poboczny wątek głównej historii, a więc zastępowania paliw kopalnych przez czyste źródła OZE.

Turów, pracujący do niedawna w wygodnej podstawie systemu, przez cały rok ciągiem, już teraz musi dostosowywać się do nowych realiów systemu, np. ustępować miejsca energii ze słońca, obniżając generację do minimum. Taki profil pracy nie jest korzystny dla energetyki węglowej. Co więcej, gdy do systemu włączymy nowe źródła gazowe, to za parę lat one w dużej mierze przejmą to codzienne balansowanie. Wieczorem, gdy zajdzie słońce i baterie nie będą w stanie w pełni utrzymać systemu, to raczej gaz będzie elastyczniejszy i tańszy pod względem produkcji energii elektrycznej. A dla elektrowni węglowych godzin pracy w ciągu roku będzie z każdym rokiem coraz mniej.

Druga kwestia ekonomiczna, na którą zwracamy uwagę, to specyfika oczywista dla wszystkich na miejscu, ale naszym zdaniem niedostatecznie uwzględniana w krajowym scenariuszu transformacji, to fakt, że elektrownia jest ściśle związana z odkrywką. Ta ma potężne koszty stałe: musi zatrudniać pracowników, utrzymywać maszyny, dbać o możliwość kontynuacji wydobycia. Jest to zaprojektowane pod pracę ciągłą. Nie ma możliwości zamknięcia jej na kilka letnich tygodni, magazynowania surowca czy zdobycia go dużo na zapas. Nie można go raczej przewozić z innych regionów – jest to drogie i mało praktyczne. Węgiel brunatny jeszcze bardziej traci parametry, gdy próbujemy go magazynować albo transportować. To wszystko sprawia, że sezonowa praca kompleksu węgla brunatnego nie ma sensu. Jeśli węglowy Turów będzie jeszcze funkcjonował za 10 lat, to tutejsze bloki będą potrzebne głównie w zimowe, bezwietrzne wieczory, również w kontekście elektryfikacji ogrzewania. Jednak do takiej sezonowej pracy węgiel brunatny nadaje się najgorzej ze wszystkich zasobów jakie mamy w systemie. Kto będzie płacił za utrzymanie odkrywki, pracowników i maszyn, np. przez wszystkie letnie miesiące? Wtedy prąd z Turowa nie będzie w stanie dopchać się na rynek, bo po prostu będzie zbyt drogi.

„Turowa nie da się wyłączyć z dnia na dzień”

To są czynniki ekonomiczne. W raporcie Instrat wskazuje również te techniczne.

One rzeczywiście sprawiają, że niezależnie od wymiaru ekonomicznego, Turowa nie da się wyłączyć z dnia na dzień. Są to kwestie związane m.in. z regulacją pracy systemu. Np. system elektroenergetyczny musi być gotowy na to, że prognoza pogody trochę się nie sprawdzi i prądu jest nieco za mało lub za dużo. Może się też okazać, że jakaś elektrownia lub linia będzie mieć awarię i trzeba będzie ją łatać. W tym momencie pracę stabilizująco-regulacyjną wykonują duże elektrownie, głównie węglowe. Dlatego one muszą być czynne cały czas, aby być w stanie odpowiedzieć na rozkazy PSE. Zwracamy uwagę, że ta rola także będzie maleć, bo po pierwsze część tego rodzaju usług będą w stanie dostarczyć baterie, które za chwilę będziemy mieli w systemie. Bardziej elastyczne elektrownie gazowe też są do tego lepiej przystosowane.

Mamy też kwestię lokalnego bilansowania sieci. W 2021 r. PSE zwróciło uwagę, że sieć na Dolnym Śląsku nie mogła funkcjonować bez pracy Turowa. Także ten czynnik, według deklaracji samych PSE, będzie tracił na znaczeniu wraz z kolejnymi inwestycjami.

Tym, co jest problemem całego polskiego systemu elektroenergetycznego, to są rzeczywiście moce dyspozycyjne potrzebne do pokrycia całego zapotrzebowania, gdy jest ono duże, a nie wieje i słońce nie świeci przez wiele dni, co może się zdarzać w Europie Środkowo-Wschodniej. Np. w listopadzie mieliśmy epizod bardzo złej pogody dla OZE, przez 10 dni sytuacja była bardzo ciężka. System elektroenergetyczny musi być na to gotowy. Tego zapotrzebowania nie można nie pokryć. Potrzeba tych mocy na czarną godzinę. Przez ostatnie lata brakowało nam w tym zakresie odpowiedzialnej polityki. Dlatego w tym momencie zamknięcie jakiegokolwiek bloku energetycznego w polskim systemie przed planowaną datą wyłączenia jest problematyczne.

Odpowiedzialnej polityki nie było za rządów PiS czy przy obecnym układzie władz?

Kolejne rządy mają tu swoje na sumieniu. Nasz system elektroenergetyczny powinien od lat szybciej dodawać OZE, a także inne elementy, które umożliwią integracje i uzupełnienie OZE (np. nowoczesne sieci elektroenergetyczne, elastyczne jednostki konwencjonalne, magazyny energii, elastyczność popytu). Na obydwu frontach zobaczyliśmy w ostatnich latach pewne sukcesy czy ich zwiastuny, ale problemów do rozwiązania pozostaje mnóstwo.

Za nowego rządu pojawiły się pewne pozytywne decyzje regulacyjne OZE, ale wiele sztandarowych pomysłów, jak np. zmiana reguł odległościowych dot. energetyki wiatrowej, nie została dokonana. Bez dokończenia prac nad strategiami energetycznymi, brakuje nam drogowskazu, w którym kierunku to wszystko zmierza. Oczywiście rząd może częściowo tłumaczyć się nieprzychylnością prezydenta, ale części ważnych projektów ustaw nie udało się nawet podsunąć mu do choć podpisu, choć minął już ponad rok funkcjonowania.

Są opóźnienia, które będziemy nadganiać długo. W tym momencie brakuje nam około 10 GW z elektrowni wiatrowych. Te potrzeby co roku będą rosnąć. To pokazuje w jakim jesteśmy miejscu. Tej odpowiedzialności brakuje także w odniesieniu do polityki regionalnej. Potrzebujemy spojrzeć na to, jak będzie przebiegać polska transformacja i tym razem uczciwie oraz bez udawania przejść do dialogu nie tylko ze związkami zawodowymi , ale też z lokalnymi społecznościami, które nie zawsze widzą swój interes dokładnie tak samo jak górniczy związkowcy. Tutaj wymagana jest pewna odwaga, a kolejne rządy zawodzą. Za poprzedniej kadencji mieliśmy małą aktualizację polityki energetycznej.

Widmo zwolnień

To znaczy?

Przygotowano scenariusz, ale on został opublikowany wiele miesięcy później i pozostał na etapie konsultacji. Dlaczego tak było? Dlatego, że on był bardziej rozsądny niż starsze dokumenty z okolic 2021 r., pokazywał, że OZE jednak będą się rozwijać trochę szybciej i z tego wynikało, że węgiel, od którego byliśmy uzależnieni, będzie tracił na znaczeniu. Ten oczywisty wniosek okazał się trudny do przełknięcia dla przynajmniej części obozu rządzącego, szczególnie w roku wyborczym.

Teraz trwają prace merytoryczne na KPEiK [Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu – przyp. red.], ale poprawki po konsultacjach się przeciągają. Nie ma co ukrywać, że znowu widzimy podejście, że częściowo ukrywa się trudną prawdę dla regionów węglowych. W projekcie KPEiK znajduje się dziwny zapis, jakoby część elektrowni na węgiel brunatny miała się utrzymać do 2040 r., jednak nie produkując już wtedy żadnej energii elektrycznej. Jak to miałoby działać? I po co? Konsekwencje takiego pudrowania rzeczywistości poniosą lokalne społeczności, jeżeli nie będą miały wsparcia. Pewnego dnia może się okazać, że kompleks kompletnie zbankrutuje. On traci na wartości z każdym kolejnym źródłem OZE. Może być też tak, że odkrywka znacznie ograniczy wydobycie i będą przez to zwolnienia.

Raport uspokaja jednak, że nie będzie to koniec świata.

Tak. To budzi skojarzenia z latami 90-tymi i trzeba dbać, żeby sytuacja nie przebiegła w ten sposób. Wtedy zmiany w górnictwie działy się w kontekście fatalnej sytuacji z rynkiem pracy – nie można było jej znaleźć, nie bardzo można było gdzieś wyjechać. W dużych miastach też nie było wtedy zbyt dobrze, ludziom brakowało kompetencji jak np. znajomość języków obcych. Teraz jest inaczej. Państwo polskie jest na tyle bogate, że będzie w stanie sfinansować korzystne opcje dla pracowników odchodzących wcześniej.

Mówimy o odprawach?

Tak – odprawy, wcześniejsze emerytury itd. Konieczność wsparcia w poszukiwaniu nowej pracy to bardziej kwestia młodszych pracowników. Trzeba też pamiętać o wielu biznesach, które współpracują z kopalniami czy blokami węglowymi – dla nich zmiany też mogą być ciężkie. W końcu, nie zapominajmy o samorządach. W gminie Bogatynia kompleks odpowiada za znaczną część przychodów.

Z raportu wynika, że w 2023 r. kwota płatności kompleksu Turów na rzecz gminy Bogatynia wynosiła 60 mln złotych.

To są rzeczywiście duże pieniądze i będzie to luka, którą trzeba będzie uzupełnić. W powiecie zgorzeleckim sytuacja gospodarcza jest specyficzna. Bezrobocie jest niskie, ale wynika to także z faktu, że bardzo wiele osób pracuje za granicą, szczególnie w Niemczech, częściowo także w Czechach – i to tam płacą podatki. Stworzenie miejsc pracy także na terenie powiatu, w bardziej perspektywicznych i zdywersyfikowanych branżach, będzie ofertą dla mieszkańców i sprawi, że przychody samorządów będzie można uzupełnić.

OZE wyznaczają nowy kierunek

Zatrzymajmy się przy energetyce wiatrowej. Jaka będzie jej rola?

Akurat wiatr jest źródłem, które często pracuje w miesiącach zimowych i będzie odgrywał kluczową rolę w zasilaniu ogrzewania. Dlatego właśnie transformacji nie możemy przeprowadzić tylko poprzez fotowoltaikę, która w grudniu czy styczniu przynosi bardzo ograniczone korzyści. Turbiny wiatrowe na lądzie czy na morzu to warunek ograniczenia naszych emisji, ale też uzależnienia od importu gazu ziemnego czy uporania się z problemem brudnego powietrza w polskich miejscowościach.

Szybszy rozwój wiatru, zapowiadany przez obecny rząd, będzie jednym z czynników przesądzających o tym, że ostatnie moce węglowe w Turowie będzie zasadnie odstawić najpóźniej po końcu obowiązywania kontraktu mocowego, w 2035 r. Ale nawet w tym wypadku ostatnie lata to będzie już zupełnie inna praca. Mimo wszystko zatrudnienie w odkrywce spadnie, bo węgla będzie się wydobywać coraz mniej. To nie będzie miało szans spinać się finansowo. W związku z tym państwo będzie musiało do tego dopłacać. Jeśli tylko uda się jakoś to zastąpić, jeśli szybciej wybuduje się więcej OZE, baterii, może elektrowni gazowych, to będzie argument za szybszym wycofaniem się z tego i porzuceniem ciężaru, jakim jest odkrywka. Przez długie dekady kopalnia w Turowie umożliwiała rozwój polskiej gospodarki. Mam olbrzymi szacunek dla pracy pokoleń górników i energetyków. Jednak teraz rozumiemy już w pełni negatywne skutki wykorzystania paliw kopalnych i jesteśmy technologicznie gotowi by ich udział w produkcji prądu zminimalizować. A później odejść od niego w pełni.

Dlatego tutaj częścią rozwiązania są niestety nowe bloki gazowe. One mają niższe koszty stałe, mogą zatrudniać mniej osób, więc mogą czekać na te trudne momenty. Teraz rzeczywiście jest plan, żeby je budować. Jeżeli wszystko poszłoby sprawnie, tak z OZE, jak i nowoczesnymi jednostkami gazowymi, węgiel brunatny w Turowie mógłby utracić ekonomiczną rację bytu już w perspektywie 2030 r. Jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe zaniedbania, chroniczne opóźnienia w realizacji nowych inwestycji, a z drugiej strony konieczność szczególnej troski o bezpieczeństwo energetyczne (np. niepewność dostaw gazu, czy wręcz ryzyko sabotaży w elektrowniach czy infrastrukturze), ostatni etap działalności wydobywczej w odkrywce może się jeszcze trochę przeciągnąć – na pierwszą połowę lat 30. Jednocześnie będzie trzeba rozpocząć prace nad rekultywacją obszaru pokopalnianego.