Atomowe koszty i kłopoty inwestorów elektrowni jądrowych w Polsce są przeszkodą w transformacji

Przez Polskę przejeżdża „walec” międzynarodowego lobby energetyki jądrowej, które wciska społeczeństwu, że bez atomu nie można chronić klimatu. Autor poniższej analizy uważa, że atom nie tylko klimatu nie chroni ale wręcz klimatowi szkodzi. Dlaczego? Bo ostatecznie w Polsce elektrowni jądrowej nie będzie. Stracimy kilkaset miliardów złotych i czas potrzebny na dekarbonizację Polski – tak ważny wobec palącego kryzysu klimatycznego – pisze dla Odpowiedzialnego Inwestora Dariusz Szwed, ekonomista, ekspert Zielonego Instytutu.

Coraz intensywniejsze globalne działania na rzecz ochrony klimatu spowodowały, że w przeżywającym od dekad stopniowy zwój przemyśle jądrowym pojawia się, intensywnie promowana w mediach, koncepcja „renesansu atomu”. Podczas Szczytu Klimatycznego COP28 w 2023 w Dubaju, Francja z kilkoma innymi dużymi jądrowymi lobbystami m.in. z USA, Republiką Korei, Wielką Brytanią i Kanadą zmontowała jednak lichą koalicję 22 krajów (ze 198 reprezentowanych na Szczycie), w tym „atomową” Polskę reprezentowaną przez znanego eksperta od energii i klimatu, prezydentem Andrzejem „mamy węgla na 200 lat” Dudą. W Dubaju Duda podpisał deklarację, że do 2050 potroi moce wytwórcze energii jądrowej w Polsce. Warto przypomnieć, że Polska nie ma żadnych jądrowych mocy wytwórczych a zatem zero pomnożone przez 3… to nadal zero w 2050. Trudno jednak od prawnika Dudy oczekiwać znajomości matematyki czy tym bardziej ekonomii.

Katastrofa ekonomiczna francuskiego koncernu EDF

Wróćmy zatem do ekonomicznych problemów atomowej Francji. Strata jądrowego monopolisty kraju nad Loarą – firmy energetycznej Electricite de France (EDF) – wyniosła w 2022 roku 17,9 mld euro (prawie 80 mld PLN) i była najwyższą w historii koncernu. Podatnicy od lat dopłacają we Francji do coraz mniej rentownego, starzejącego się (średnia wieku reaktorów to 38 lat) a zatem coraz bardziej awaryjnego sektora jądrowego. Analogia do monopolistycznej pozycji węgla w elektroenergetyce nad Wisłą i topienia w węglu setek miliardów złotych z kieszeni podatników, nasuwa się sama.

Nowe rynki zbytu to desperacka próba ratowania bankrutującego francuskiego atomu

Starzejąca się i coraz droższa energetyka jądrowa we Francji desperacko szuka nowych rynków zbytu, gdyż od roku 2002 spółka EDF nie uruchomiła żadnego nowego reaktora a produkcja energii elektrycznej z francuskich EJ szczytująca w 2005 roku (430 TWh) z roku na rok spada – z najniższym historycznie poziomem 280 TWh w 2022. Dodatkowo przemysł jądrowy musi mierzyć się z rosnącymi kosztami produkcji energii elektrycznej z jedynej nowej (nadal nie uruchomionej) instalacji reaktora EPR we Flamanville. Ten reaktor budowany przez EDF od 2007 roku zalicza kolejne opóźnienia – początkowo miał być uruchomiony w 2012, jednak nie produkuje energii elektrycznej do dziś.. EDF z roku na rok „pompuje” też koszty tej elektrowni – z początkowych 3,3 do 19,1 miliarda EUR (14 do 82 miliardów PLN)! Jednostkowe koszty prądu z EPR Flamanville francuski Trybunał Obrachunkowy oszacował w 2020 roku na 110 – 120 EUR (470 – 520 PLN)/MWh.

Francuski EDF ma ogromne problemy także w Wielkiej Brytanii, gdzie wspólnie z chińskim koncernem China General Nuclear Power Group (CGN) buduje elektrownię Hinkley Point C. Także tutaj mamy do czynienia z ogromnym wzrostem kosztów (od 16 miliardów GBP przedstawionych na początku w 2012 roku do 46 miliardów GBP w cenach z 2024 roku) oraz wielokrotne przesunięcia terminów otwarcia Hinkley Point C – początkowy termin uruchomienia w 2023 roku przesunął się już na 2029-31 rok.

American dream o reaktorach Westinghouse w Choczewie na Pomorzu

Pierwsza elektrownia jądrowa na Pomorzu miała produkować prąd w 2020 roku, co ogłosił ówczesny premier Donald Tusk 11 lat wcześniej. Powołano spółkę PGE EJ1, na pomorski „atomowy program bez atomu” ówczesny rząd i państwowe instytucje wydały setki milionów złotych a ostatecznie koncerny energetyczne z budowy EJ na Pomorzu wycofały się… sprzedając w 2021 spółkę PGE EJ1 Skarbowi Państwa pod rządami Zjednoczonej Prawicy. Podatnicy zapłacili za tę „atomową spółkę bez atomu” kolejne 531 milionów PLN. W 2023 roku rząd prawicy zmienił nazwę spółki na Polskie Elektrownie Jądrowe i już sam zabrał się za budowanie ale wkrótce przestał być rządem.

Przed oddaniem władzy, rząd Morawieckiego dokonał jednak wyboru reaktorów Westinghouse AP1000: bez przetargu i bez modelu finansowania ale za to ochronę klimatu podległe mu instytucje rozpoczęły (póki – przed odwołaniem kierownictwa RDLP w Gdańsku – mogły) od wycinki lasu w okolicach Choczewa, gdzie mają stanąć reaktory Westinghouse’a.

Finansowe tarapaty Westinghouse w USA

Natomiast ten sam Westinghouse buduje od 2009 roku takie same dwa reaktory AP1000 w elektrowni Vogtle w stanie Georgia, USA. W latach 2009-2024 koszty tej inwestycji wzrosły o 250% – z 14 do 35 miliardów USD. I to jeszcze nie koniec tych atomowych kosztów, bo drugi reaktor Vogtle 4 nie został jeszcze oddany do eksploatacji. Rząd Morawieckiego, który nie miał modelu finansowania EJ w Choczewie, twierdził, że trzy reaktory AP1000 Amerykanie uruchomią w ciągu 13 lat – w 2035 roku. W Stanach Zjednoczonych uruchomienie takich dwóch reaktorów zajęło już 15 lat – pierwotny termin 8 lat został przekroczony prawie dwukrotnie – o 7 lat i nie ma pewności, że w 2024 roku inwestycja w stanie Georgia zostanie sfinalizowana.

Natomiast to rządowe szacunki kosztów EJ w Choczewie budzą największe zaskoczenie. Amerykanie w Vogtle 3 i 4 zapłacą za 2 reaktory co najmniej 35 mld USD czyli 140 mld PLN. Były rząd Morawieckiego twierdził w 2023 roku, że państwowa spółka PEJ zapłaci za 3 reaktory zaledwie 90-100 mld PLN – ponad dwa razy mniej niż Amerykanie, a nie zapominajmy, że w Polsce nie ma przemysłu jądrowego, więc koszty budowania zupełnie nowego sektora z pewnością będą wyższe od kosztów w dojrzałym (a dokładniej już starzejącym się) amerykańskim przemyśle jądrowym.

Koreański atom w Koninie?

Dwa reaktory o mocy 2800 MW (2 jednostki APR 1400) w Koninie ma w 2035 roku postawić konsorcjum KHNP, ZE PAK i PGE. Warto w tym miejscu przypomnieć, że PGE już uczestniczyło w atomowym konsorcjum – państwowa spółka była głównym udziałowcem (70%, Enea, KGHM i Tauron miały po 10% udziałów) spółki PGE EJ1, która miała uruchomić reaktory jądrowe na Pomorzu do końca 2020 roku. PGE EJ1 w latach 2010-2018 wydała 447 mln PLN.

Następnie udziałowcy sprzedali PGE EJ1 Skarbowi Państwa za 530 mln PLN, ze względu na brak możliwości finansowych realizacji projektu. Czy w Koninie PGE z ZE PAK będzie w stanie zbudować elektrownię jądrową i kto będzie kontrolował nasze bezpieczeństwo energetyczne nie wiemy, bo nadal nie jest jasny sposób finansowania tej inwestycji. Z takim projektem może być jak z węglową Elektrownią Północ Kluczyka – mnóstwo szumu medialnego i na końcu wycofanie się z powodów… finansowych.

Czy koreański atom jest receptą na niezależność energetyczną Polski?

Koreański koncern KHNP ma relatywnie najmniejsze kłopoty ze stawianiem reaktorów jądrowych, ale także tutaj mamy do czynienia z wszystkimi „chorobami” globalnego przemysłu jądrowego. KHNP obecnie buduje reaktory głównie u siebie w Korei. Jego pierwszy zagraniczny projekt jest finalizowany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – uruchomienie ostatniego reaktora planowane jest na 2024 rok.

Elektrownia jądrowa Barakah w ZEA o mocy 5600MW (4 reaktory APR 1400) jest budowana z 4-letnim opóźnieniem i wzrostem kosztów o 22% – z pierwotnych 20 do 24,4 miliardów USD (stan na początek 2024 roku, jeden z czterech reaktorów nie jest nadal uruchomiony). Opóźnienia w realizacji projektów KHNP w ZEA wynikają głównie z czterech czynników:

– wyzwania związane z tworzeniem i szkoleniem krajowej kadry,

– odkrycie pustych przestrzeni w obudowach bezpieczeństwa,

– opóźnienia w uruchomieniu reaktorów w Korei Południowej,

skandale związane z zapewnieniem jakości w południowokoreańskim przemyśle nuklearnym.

Jedyny projekt elektrowni jądrowej w Europie, w którym chęć swego zaangażowania zgłosili Koreańczycy – w nienależącej już do UE Wielkiej Brytanii – upadł ostatecznie w 2018 roku ze względu na trudności w jego sfinansowaniu.

Energetyka jądrowa opóźnia pilną transformację

Nie wiemy czy, kto, w jakiej technologii, kiedy i za ile wybuduje elektrownie jądrowe w Polsce. Z powyższej analizy sytuacji głównych lobbystów atomu nad Wisłą widać jednak, że, ani tanio, ani szybko nie będzie, a na pewno nie będzie zgodnie z reklamowymi folderami, zapewnieniami lobbystów czy nawet podpisanymi kontraktami. Nie będzie też zgodnie z wiążącymi celami polityki klimatycznej UE.

Oczywiście, jeśli w ogóle inwestycje w elektrownie jądrowe będą kontynuowane. Nie zapominajmy, o czym piszemy także w Odpowiedzialnym Inwestorze, że w zasadzie każdego miesiąca na rynku technologie energooszczędności, odnawialnych źródeł energii czy magazynowania energii szybko tanieją i – co oczywiste – mają coraz krótsze okresy zwrotu nakładów inwestycyjnych. Odpowiedzialni inwestorzy z pewnością wiedzą, gdzie ulokować swoje środki. Także nasze wspólne – pochodzące ze środków UE dla Polski i z innych źródeł publicznych.


Autor: Dariusz Szwed