Rolnictwo regenaratywne – zysk dla rolnika i przyrody

rolnictwo

Rolnictwo regeneratywne to koncepcja umożliwiająca rolnikom zysk, jednocześnie nie rujnując przyrody. Ochrona gleby, oszczędna gospodarka wodna, żywność wysokiej jakości – to wszystko zapewnia nam rolnictwo regeneratywne. Nie ma tu miejsca na glifosat, nieadekwatne inwestycje, czy złudnie pomagające, drogie technologie.

Czym jest rolnictwo regeneratywne i dlaczego warto je wdrażać w gospodarstwach rolnych, wyjaśnia w rozmowie z Odpowiedzialnym Inwestorem Justyna Zwolińska, koordynatorka do spraw rzecznictwa z Koalicji Żywa Ziemia.

Rolnictwo regeneratywne – wspólny interes

Klaudia Urban: Czym jest rolnictwo regeneratywne, na czym polega i jakie są jego plusy?

Justyna Zwolińska: Rolnictwo regeneratywne polega na zapewnieniu wydajności i trwałości produkcji rolnej dzięki dbałości o środowisko i jego zasoby. Polega na stosowaniu praktyk rolniczych, w których, w oparciu o wiedzę, harmonijnie łączy się uprawę roślin oraz chów zwierząt w wysokim dobrostanie. Następuje poprawa żyzności gleby i jej możliwość retencjonowania wody, poprawia się różnorodność biologiczna.

Jakie korzyści generuje dla samych rolników?

Rolnikom pozwala to na poprawę dochodu gospodarstwa, gdyż nie ponoszą większych wydatków na środki produkcji, np. nawozy sztuczne, nie muszą inwestować w drogie systemy nawadniające. Mogą także otrzymać wyższą cenę za płody rolne i inne produkty z gospodarstwa, z uwagi na ich wysoką jakość. Wszystko dzięki umiejętności efektywnego wykorzystania usług ekosystemowych, które za darmo dostarcza nam przyroda.

Jak należy rozumieć usługi ekosystemowe?

Sumarycznie rzecz biorąc, jest to dokładnie to, co otrzymujemy w związku z wykorzystaniem zasobów przyrodniczych – od możliwości produkcji żywności czy pasz, po możliwość wykorzystania danego obszaru na cele turystyczne, rekreacyjne, ochronę dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego. To także zachowanie różnorodności biologicznej ekosystemów, wartości krajobrazu rolniczego, ochrona gatunków i ich siedlisk. Po prostu wszystko to, czego potrzebujemy, żeby rolnicy mogli produkować żywność wysokiej jakości oraz dostarczać dobra w postaci miejsc do odpoczynku i rekreacji.

Rolnictwo regenaratywne jest więc systemem, mającym oferować zyski zarówno przyrodzie, jak i konsumentom?

Tak. Rolnictwo regeneratywne i ekologiczne czy cała agroekologia są koncepcjami, systemami i praktykami, które dają możliwość pełnego wykorzystania usług ekosystemowych. Jednocześnie dając rolnikom wyższy dochód oraz poprawiając całą infrastrukturę potrzebną do dobrej jakości życia w danym miejscu.

Groźne zmiany klimatu

Dobra jakość życia w kontekście bezpieczeństwa przyrodniczego jest obecnie mocno zachwiana przez ocieplenie klimatu. Jakie zagrożenia dla rolników niesie za sobą postępujący kryzys klimatyczny?

Samo podnoszenie się średniej temperatury Ziemi powoduje, że wyłącza się możliwość produkcji danej odmiany roślin, przesuwają się pory roku, pojawia się np. krótka wiosna i jesień, a długa, łagodna zima lub upalne lato. Przesuwa się termin występowania przymrozków czy opadów śniegu, a naturalny porządek i odpowiednia kolejność zmian zachodzących w przyrodzie są konieczne do prowadzenia produkcji rolnej, którą można zaplanować z wyprzedzeniem i nie obawiać się, że ekstremalne zjawiska pogodowe zniszczą nasze plony. Np. brak śniegu może powodować, że nie wykiełkują uprawy ozime. Przez opóźnione przymrozki zmarzną kwiaty w sadach i nie powstaną owoce. Podobnie niebezpieczne są susze, jak i nawalne deszcze czy wichury.

Rolnictwo jest gałęzią gospodarki najbardziej zależną od stabilnej pogody i najbardziej narażoną na negatywne konsekwencje kryzysu klimatycznego.

A niespotykane dotąd gatunki szkodników pojawiające się w danej strefie wraz z ociepleniem klimatu?

Wzrost temperatury na świecie powoduje, że pojawiają się nowe szkodniki i choroby, które w danej strefie klimatycznej nigdy wcześniej nie występowały. Trzeba wtedy nauczyć się sobie z nimi radzić. A im cieplej, tym jest ich więcej, bo maja lepszą możliwość rozwoju, często przy braku występowania naturalnych wrogów w środowisku.

Czeka nas więc konieczność zmierzenia się z problemem wzrostu średniej temperatury Ziemi. Dlaczego to małe gospodarstwa rolne i ich właściciele są najbardziej narażeni na skutki np. suszy i będą pierwszymi ofiarami ocieplenia klimatu?

Małe gospodarstwa nie mają wystarczających środków by inwestować w technologiczne rozwiązania dla adaptacji do zmiany klimatycznej. To są ogromne nakłady finansowe, na które stać rolnictwo przemysłowe, operujące na wielką skalę. Jednocześnie to właśnie takie rolnictwo najmocniej przyczynia się do pogłębiania kryzysu klimatycznego. Tymczasem by ograniczyć negatywny wpływ rolnictwa na klimat wystarczy powrócić do praktyk rolnictwa regeneratywnego, ekologicznego, które nie wymaga wydawania ogromnych sum na super technologie.

Poza tym, pytanie czy ci, którzy uważają, że są zabezpieczeni przed kryzysem klimatycznym, bo mają wystarczająco duże zaplecze finansowe i siłę ekonomiczną, rzeczywiście nie mają się czego obawiać?

Korporacje też są zagrożone

Kto może być takim ponurym przykładem złudnego bezpieczeństwa?

Agroprzemysłowe korporacje operujące na globalną skalę. One uważają, że mają zaplecze technologiczne i ekonomiczne, które zwalnia je z obowiązku dbania o środowisko i klimat. Jest to złudne, gdyż wydarzenia ostatnich lat wyraźnie pokazują jak kruche są globalne łańcuchy dostaw (np. paszy), które mogą zostać przerwane zarówno przez załamania pogody, ekstremalne zjawiska klimatyczne, jak i postępujące epizootie [pomór, zarazy – przyp. red.] wśród zwierząt i epidemie wśród ludzi.

Patologia światowego łańcucha żywnościowego polega z jednej strony na niepotrzebnej nadprodukcji kosztem środowiska i kosztem bezpieczeństwa żywnościowego, a z drugiej na marnowaniu 1/3 żywności. Tylko lokalne, regeneratywne rolnictwo jest odpowiedzią na te problemy.

Zbędne technologie

A co z nowoczesnymi technologiami w rolnictwie?

Cena technologii jest zaporowa, realna raczej tylko dla średnich i dużych gospodarstw.Trzeba mieć pieniądze na ich zakup i wdrożenie, a jest to obliczone na skalę globalną. Potrzebne jest więc zaplecze finansowe, żeby móc wdrożyć technologię. Najpierw jednak dobrze jest zastanowić się czy jest ona w ogóle jest potrzebna. Jeśli wiemy, że istnieją praktyki rolnicze, które pozwalają odejść od stosowania nawozów sztucznych i utrzymać optymalną wydajność produkcji rolnej, to po co inwestować w technologie polegające na precyzyjniejszym podawaniu tych nawozów? Zamiast inwestować w rozwój systemów rolniczych, które nie potrzebują chemii rolniczej, trwonimy pieniądze na dalsze podtrzymywanie rozwiązań w rolnictwie, które doprowadziły nas do niszczenia środowiska i zmiany klimatycznej.

Co byłoby więc opłacalną inwestycją?

Pieniądze powinny pójść na absolutną zmianę. Inwestowanie w upowszechnianie wiedzy wśród rolników jak prowadzić uprawy, chów i hodowlę zwierząt całościowo dawałoby korzyści nie tylko ekonomiczne, ale także środowiskowe, klimatyczne i społeczne. W produkcji roślinnej to przede wszystkim wiedza o tym jak dbać o kondycję gleby, jak wykorzystywać naturalne relacje w ekosystemie by uchronić się przed chorobami i szkodnikami roślin, jak uniezależnić się od agrokorporacji, które zarabiają na sprzedaży chemicznych pestycydów i nawozów – szkodliwych dla ziemi, przyrody, rolników i konsumentów. Opłacalne jest myślenie o trwałości produkcji rolnej w oparciu o poszanowanie zasobów naturalnych w miejscu gospodarowania. Takim kryterium nie kierują się podmioty rozwijające wielkie monokultury czy intensywną produkcję zwierzęcą w ogromnych kurnikach, chlewach, oborach i tuczarniach zwierząt. Zwierzęta muszą powrócić do gospodarstw rolnych w systemie rozproszonej produkcji zwierzęcej. Będą dawać rolnikom potrzebny nawóz organiczny, a odpowiedni wypas przyczyni się do pozytywnego wpływu na ograniczanie zmiany klimatycznej.

Historia uczy nas, że żaden „złoty środek” w rolnictwie, np. DDT czy GMO nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę.

Zabójczy glifosat

Porozmawiajmy o glifosacie w kontekście rolnictwa regeneratywnego. Jedno z drugim chyba się wyklucza. Dużo się mówi o wyjątkowej szkodliwości tej substancji. Kto jest na nią najbardziej narażony?

Glifosat jest bardzo szkodliwy dla wszystkich, ale najbardziej dla ciężarnych kobiet, mogąc powodować uszkodzenia płodu. Światowa Organizacja Zdrowia zalicza glifosat do substancji potencjalnie rakotwórczych. Wiemy zatem, że jego obecność w środowisku, wodzie i żywności nie jest obojętna dla zdrowia ludzi. Glifosat występuje w trzech formach, z których dwie to formy rozpuszczalne w wodzie, a jedna ‘rozpuszczalna’ w glebie. Pierwotnie glifosat był stosowany do odrdzewiania rur, bo ma zdolność wychwytu i wiązania metali z gleby oraz wody. Dziś jest  on także substancją czynną takich preparatów jak Randap czy RandapReady, które są stosowane jako herbicyd (do zwalczania chwastów), a także jako desykant czyli środek do dosuszania zbiorów na polach. Mimo, że w Polsce nie wolno używać go jako środka dosuszającego, to powszechnie jest on stosowany w takim celu w uprawie rzepaku, słonecznika, zbóż, a nawet ziemniaków czy pomidorów. Pozostałości glifosatu można znaleźć w żywności i w paszach.

GMO – wybawienie czy zagrożenie?

Choć uprawy GMO są promowane jako mające rozwiązać problem głodu na świecie, badania pokazują, że ich plonowanie spada i są mniej odporne na zmiany klimatu. Ponadto modyfikacja genetyczna roślin polega głównie na ich odporności na glifosat, więc leje się go w ogromnych ilościach w uprawie monokultur kukurydzy, soi, pszenicy. Pod te monokultury wycinamy lasy, żeby móc produkować paszą dla ciągle wzrastającej produkcji zwierzęcej na świecie. Zwierząt, które są trzymane w warunkach pozbawionych jakiegokolwiek dobrostanu. Ponadto glifosat stosowany w uprawach GMO powoduje, że po kilku latach ziemia staje się pustynią, zatruta zostaje woda i znika cała bioróżnorodność. Lokalne społeczności tracą miejsce do życia.

Tak się dzieje na całym świecie. A jak ma się sytuacja w Polsce?

W Polsce nie wolno od 2015 r. uprawiać roślin GMO. Ale problem glifosatu pozostaje, gdyż rolnicy zostali przyzwyczajeni do jego stosowania. Ponadto polityka rolna Polski jest nastawiona na stałą intensyfikację upraw, a zwłaszcza na ciągłe powiększanie przemysłowej produkcji zwierzęcej. Więc, nawet jeśli sami nie mamy upraw GMO, to importując śrutę sojową, (z soi GMO, traktowanej glifosatem) np. z Ameryki Płd., pośrednio przyczyniamy się do dalszego niszczenia środowiska na świecie – np. wycinki Puszczy Amazońskiej –  i pogłębiania kryzysu klimatycznego. A rocznie importujemy ok. 3,5 mln ton nasion soi.

Nie ma wody, nie ma gleby

Źle zaprojektowany łańcuch żywieniowy spowoduje więc, że pewnego dnia zabraknie nam wody do produkcji żywności lub dobrej gleby pod uprawę?

Zasób ziemi rolnej kurczy się na całym świecie, także w Polsce. Zabieramy ją pod przemysł, drogi czy budownictwo mieszkaniowe. W Polsce jest to trudny temat, bo widać, że nawet przy państwowych inwestycjach, nie myśli się o ochronie gleb dobrej klasy, a tych mamy w Polsce bardzo mało. Ziemia rolna traci także swoją wartość bo zalewamy ją chemią, którą powoduje, że staje się ona martwa. Staje się piaskiem, który nie może zatrzymać wody. Nasza planeta pustynnieje, bo doprowadziliśmy do dominacji chorego systemu, w którym odseparowaliśmy produkcję roślinną od zwierzęcej. Zwierzęta gospodarskie zamknęliśmy w budynkach, bez dostępu do światła słonecznego i świeżego powietrza. To spowodowało, że uprawie roślin nie możemy sobie poradzić bez nawozów sztucznych. To jest postawienie na głowie tego, jak powinno wyglądać rolnictwo. Dlatego wraca się do takich systemów jak rolnictwo regeneratywne.

Czy sam system polityki rolnej w Polsce ma jakieś wady? Jeśli tak, to jakie i co należałoby zmienić na poziomie samorządów oraz ogólnopolskim?

Na pewno absolutną koniecznością jest wprowadzenie ustawy zakazującej budowy ferm przemysłowych. Powinny być także przyjęte rozwiązania prawne dla ograniczenia uciążliwości już działających ferm. Musimy wyznaczyć sobie cel rozwoju rolnictwa ekologicznego przynajmniej na poziomie 10% do 2030 r. To jest możliwe, ale brakuje woli politycznej. Konieczne jest też wspieranie lokalnych rynków żywności i małego przetwórstwa, żeby dać szansę prawdziwego rozwoju mniejszym gospodarstwom.

A co z greenwashingiem? Czy to popularne dziś zjawisko funkcjonuje także w kontekście rolnictwa ekologicznego?

Niestety tak. Flagowym hasłem dla greenwashingu  stało się „rolnictwo zrównoważone”, cokolwiek to znaczy. Najbardziej zrównoważonym systemem produkcji rolnej, którą znam jest rolnictwo ekologiczne, a także rolnictwo regeneratywne i oparte na zasadach agroekologii. Może zatem przestaniemy mówić o rolnictwie zrównoważonym, a zaczniemy mówić o rolnictwie ekologicznym. Ale to wymagałoby poddania się kontroli, potwierdzenia poprzez certyfikację, że rzeczywiście nie stosuje się chemicznych pestycydów, nawozów sztucznych oraz ogranicza się podawanie antybiotyków zwierzętom. Lepiej więc mówić, że jest się zrównoważonym, bo buduje się biogazownie przy oborach na tysiące krów albo, że precyzyjnie podaje się do gleby herbicydy. Albo miażdży się glebę wielkimi maszynami, które służą do obsługi wielkoobszarowych monokultur, ale jest to zrównoważone, bo maszyny  są zasilane OZE.

A propos OZE, przykładem czystego absurdu jest stawianie ferm fotowoltaicznych na ziemi rolnej albo wycinanie lasu pod miejsce na taką fermę. Jeśli już inwestujemy w fotowoltaikę na terenach rolniczych, to róbmy to na dachach domów i budynków inwentarskich, a nie niszcząc naturalne zasoby i szpecąc krajobraz polskiej wsi.

*„Koalicja Żywa Ziemia stawia sobie za cel kształtowanie polityki rolnej i żywnościowej w kierunku sprawiedliwej społecznie oraz odpowiedzialnej wobec środowiska naturalnego produkcji, dystrybucji i konsumpcji żywności. W trosce o dobrobyt obecnych i przyszłych pokoleń, organizacje, inicjatywy i ruchy społeczne, rolnicze oraz ekologiczne tworzą Koalicję Żywa Ziemia domagając się zmian polityki rolnej i żywnościowej w Polsce i w Unii Europejskiej, w kierunku rolnictwa opartego na zasadach agroekologii, w szczególności rolnictwa ekologicznego.”


Autorka: Klaudia Urban