Upublicznianie kosztów i prywatyzacja zysków? Niemieckie organizacje apelują o przejrzystą transformację w regionach górniczych

Upublicznianie kosztów i prywatyzacja zysków? Niemieckie organizacje apelują o przejrzystą transformację w regionach górniczychCottbuser Ostsee - jezioro w miejscu dawnej odkrywki, w trakcie budowy, fot. Ralf Roletschek, CC-BY-NC-ND

W Niemczech trwa dyskusja dotycząca transformacji wschodnich regionów górniczych. Ponieważ odkrywki w naszym regionie są podobne, to i analogiczne problemy z rekultywacją dotyczyć będą zarówno Łużyc polskich (Turów) jak i Niemieckich. Nie chodzi tylko o kwestie fizyczne. Proces transformacji w Polsce, jak i w Niemczech zawiera wiele niewiadomych, które wynikają z polityki i zarządzania. W Polsce możemy jeszcze coś zrobić, aby nie popełnić wszystkich błędów niemieckich kolegów. Najważniejszy grzech, na jaki możemy się zgodzić to upublicznienie kosztów i prywatyzacja zysków.

1 września w landzie Saksonia w Niemczech odbędą się wybory do lokalnego parlamentu. Z kolei 22 września to wyborcy z Brandenburgii zadecydują o kształcie swojego parlamentu lancowego. Zarówno Saksonia jak i Brandenburgia to po Nadrenii Połnocnej-Westfalii regiony, gdzie wydobywany jest węgiel brunatny w Niemczech. Oba te landy łączy także coś innego – poparcie dla skrajnie prawicowej AfD. Partia AfD w swojej polityce otwarcie neguje zmianę klimatu, opowiada się też za normalizacją stosunków z Rosją. Wydawać się może, że poparcie dla AfD wynika z trudnej sytuacji transformacyjnej i że mieszkańcy regionu opowiadają się za zachowaniem wydobycia węgla brunatnego. Ostatnie wybory do parlamentu europejskiego tego nie pokazały. Obawy mieszkańców może jednak wzbudzać sprawność i skuteczność rządzących, czyli to, jak zostaną rozłożone koszty transformacji i rekultywacji regionu.

Przed wyborami do PE Bruksela udzieliła zgody na federalne odszkodowania dla koncernu LEAG. Koncern ten należy m.in. do czeskiej spółki EPH a prywatnie do oligarchy i właściciela licznych mediów Daniela Kretynskiego. Dlatego organizacje ekologiczne wzywają polityków do ambitnej i transparentnej polityki, która zapewni, że tzw. zwykły Schmidt nie zostanie obciążony kosztami czeskiego miliardera. Jeżeli tak by się stało, to atmosfera rzeczywiście może sprzyjać partiom populistycznym, a te w Niemczech mają się ostatnio bardzo dobrze.

Odejście od węgla zatwierdzone, ale nie wiadomo kto posprząta

Transformacja energetyczna w Niemczech jest od faktem od 2020 r. Niemcy znają datę zamknięcia ostatniej kopalni i elektrowni na węgiel brunatny – to 2038 r. Być może kopalnie i elektrownie zostaną zamknięte wcześniej, ale od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę coraz więcej przemawia, że będzie to jednak rok 2038. Od dzisiaj do tego czasu będą stopniowo wyłączane kolejne regiony. We wschodnich Niemczech, elektrownia Jänschwalde wypadnie w 2028 r., a Schwarze Pumpe w 2038 r.

Daty są w miarę pewne, ale jest też i sporo niejasności m.in. w zakresie rekultywacji. Dlatego przed wyborami w Brandenburgii i Saksonii niemieckie NGO zajmujące się polityką ochrony środowiska wzywają do zmiany kursu w sprawie kosztów zewnętrznych. Chodzi też o nacisk na koncern LEAG, który i tak ma dostać „odszkodowania” za zaprzestanie wydobycia i spalania węgla. Nie wiadomo jednak jak te pieniądze zostaną wykorzystane. Istnieje ryzyko, że koszty rekultywacji zostaną przeniesione na podatnika.

W swoim stanowisku, które opublikowała m.in. gazeta Süddeutsche Zeitung, organizacje niemieckie wskazują na ryzyko, że przedsiębiorstwa wydobywcze będą się chciały uchylać się od odpowiedzialności finansowej. Zgodnie z federalną ustawą o górnictwie, przedsiębiorstwa wydobywcze są odpowiedzialne za planowanie, wdrażanie i finansowanie działań związanych z rekultywacją. Jak na razie plany na rekultywację to głównie zalewanie wyrobisk w kierunku jezior. Ale już sam przykład zalewania odkrywki Cottbus, gdzie tworzone jest „Chociebuskie Morze Bałtyckie” pokazuje jak bardzo ten proces się opóźnia chociażby przez brak wody w rzece Sprewie.

Miasto Cottbus już dzisiaj kreuje się na miejscowość portową a w centrum można zobaczyć kosze plażowe, które rozbudzają wyobraźnię co do przyszłych wybrzeży. Jak na razie napełnianie jeziora trwa, ale też dochodzi do osuwisk brzegów, co sprawia, że miejsce to jest po prostu niebezpieczne dla człowieka i rekreacji. Sytuacja ta każe zatem pytać kto zapłaci za rekultywację, jeżeli nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, który przygotował prywatny koncern górniczy?

Wielkie jeziora w czasie suszy

Jak wiemy kryzys klimatyczny wiąże się z niedoborami wody w wielu regionach. Zdarzają się deszcze nawalne, ale i tak nasza część Europy coraz bardziej wysycha. To wszystko sprawia, że należy poważnie analizować plany większości przedsiębiorstw górniczych, które obiecują przekształcenie odkrywek w Eldorado turystyczne. Owszem znamy przykłady udanych rekultywacji w Niemczech, ale te tworzone były w zupełnie innej sytuacji klimatycznej, niż obecnie. Napełnianie ogromnych wyrobisk wodami rzecznymi jest problematyczne także w sytuacji, kiedy okoliczne miejscowości czerpią wodę pitną właśnie z wód powiązanych z rzekami. Dla regionów węglowych potrzebne są regionalne strategie wodne oparte na niezależnych raportach.

Niestety plany rekultywacji, przynajmniej w Niemczech, opierają się na prognozach koncernów górniczych. Dane te często nie są udostępniane społeczeństwu. Im bardziej transparentne i partycypacyjne będą plany rekultywacji, tym większa szansa na jezioro z przejrzystą wodą. Zbiornik w Cottbus jest jak na razie antyreklamą tego, co w przypadku innych odkrywek chce zrobić koncern LEAG.

Jak długo potrwa proces rekultywacji?

Kolejna niewiadoma to także czas na dokończenie minimalizowania efektów wydobycia węgla brunatnego. Jak już wspomniałam katastrofa klimatyczna sprawia, że czas zalewania jeziora może się znacznie wydłużyć. W apelu niemieckich organizacji czytamy, że umowa jaką zawarł koncern LEAG oraz MIBRAG z władzami lancowymi nie jest jasna i nie wiadomo, co w sytuacji, kiedy projekt rekultywacji będzie się wydłużał.

Czy wtedy to znowu podatnik zapłaci za rekultywację? Używam słowa „znowu”, ponieważ podatnik niemiecki już zapłacił koncernom odszkodowania za to, że ten zakończy wydobycie do 2038 r. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że prywatny koncern wydobywczy dostaje rekompensatę za zaprzestanie wydobycia, które konieczne jest m.in. z powodów polityki klimatycznej. Już wcześniej wiele wskazywało, że koncern w negocjacjach stosował szantaż, że nie wywiąże się z wszystkich zobowiązań, jeżeli będzie musiał zamknąć zakład wcześniej, niż chciał. Jeżeli polityka federalna i landowa nie wprowadzą zabezpieczeń, może się okazać, że koncern dotrzyma słowa i rzeczywiście porzuci „rozgrzebany” region górniczy. Wtedy taka sytuacja może być wodą na młyn dla partii populistycznych, które cały czas zarzucają CDU i SPD, że w sprawie transformacji działają nieudolnie.

Niemieckie NABE zagrożeniem dla rekultywacji

Kolejnym problemem, z którym mierzą się łużyckie kopalnie to plany wydzielenia aktywów węglowych z koncernu LEAG. Brzmi znajomo? W Polsce też koncern PGE będzie pozbywać się aktywów węglowych do NABE (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego), aby zazielenić wizerunek i pozyskiwać środki czy ubezpieczenia na inwestycje OZE.

Koncern LEAG przypomina jednak bardziej ZE PAK – oba przedsiębiorstwa nie są bowiem spółką skarbu państwa, tylko są sprywatyzowanymi kopalniami odkrywkowymi. I tak koncern LEAG ogłosił niedawno wydzielenie swoich działów korporacyjnych zajmujących się zrównoważonym rozwojem, takich jak działy zajmujące się energią odnawialną.

Niemieckie organizacje pytają zatem, co się stanie z porzuconymi aktywami węglowymi, które obecnie należą do LEAG i MIBRAG? Biznes węglowy będzie w najbliższych latach generował prawdopodobnie coraz mniejsze dochody, z których trzeba będzie finansować uzgodnione wpłaty na rzecz towarzystw emerytalnych, trzeba będzie płacić pracownikom i ponosić inne koszty. Trzeba mieć nadzieję, że fundusz rekultywacyjny jest zamrożony tzn. że środki nie są upłynniane w bieżącej polityce firmy. W apelu czytamy zatem: „Rezerwy bilansowe spółek wydają się niepewne. Modele biznesowe tworzonych dodatkowych towarzystw emerytalnych są z kolei niezrozumiałe dla opinii publicznej”.

Apel do polityków

Ponieważ wybory już niedługo nie dziwi, że apel o ambitną politykę transformacji pojawia się teraz. Za Odrą istnieją oczekiwania, że nowe rządy landowe zapobiegną scenariuszowi, w którym koszty zewnętrzne zostaną przerzucone na ogół społeczeństwa, a jednocześnie przedsiębiorstwa energetyczne będą mogły prywatyzować zyski związane z transformacją energetyczną.

Organizacje ekologiczne, podobnie jak chyba całość społeczeństwa, chcą żeby dochody z tych nowych obszarów działalności koncernów energetycznych były wykorzystane także do celów naprawiania szkód po wydobyciu węgla brunatnego. Aby tak się stało potrzebna jest transparentna i partycypacyjna polityka w tym udział społeczny. Ludzie chcą decydować o tym, na co pójdą ich pieniądze i jak będą one dysponowane w czasie. Obywatele chcą wreszcie wiedzieć, w jakim stopniu atrakcyjne plany tworzenia kurortów turystycznych są w ogóle możliwe i jak je pogodzić z suszą, która raczej nie zwolni wraz ze zmianami klimatu napędzanymi także przez węgiel brunatny.

Apel do obecnych i nowych polityków podpisały organizacje:
• Konzeptwerk Neue Ökonomie
• GRÜNE LIGA
• Greenpeace Deutschland
• Greenpeace Ortsgruppen Leipzig-Halle, Chemnitz, Cottbus & Oberlausitz
• BUNDjugend
• BUNDjugend Brandenburg
• BUND Sachsen
• BUND Brandenburg
• Pödelwitz hat Zukunft
• Communia
• Bürgerinitiative „Zukunft statt Braunkohle Lützen“
• Jugendforum Nachhaltigkeit Brandenburg
• Naturfreundejugend Brandenburg
• Naturfreunde Brandenburg


Autorka: Hanna Schudy