O dwóch takich, co zablokowali wiatraki

Posłanka Anna Zalewska i Andrzej Duda Prezydent RPfot. Anna Zalewska, profil na Facebooku

W maju 2016 r. branżą wiatrakową wstrząsnęła informacja o przyjęciu przez parlament tzw. ustawy antywiatrakowej, która zablokowała inwestycje w energię wiatrową w Polsce. Choć w wielu miejscach w naszym kraju warunki do stawiania wiatraków są bardzo sprzyjające, rząd postanowił związać inwestorom ręce. Jednym z powodów jest obawa o przyszłość rodzimych paliw kopalnych.

W grudniu 2018 r. prezydent Andrzej Duda, podczas obchodów Barbórki w Brzeszczach deklarował:  

– „Proszę się nie martwić: dopóki ja pełnię w Polsce urząd prezydenta, nie pozwolę na to, aby ktokolwiek zamordował polskie górnictwo”.

Czy rząd pozwoli zatem, aby nieracjonalne gospodarowanie surowcami i ich szkodliwa dla środowiska eksploatacja przyczyniała się nadal do śmierci tysięcy ludzi?

PiS-owska walka z wiatrakami

Politycy prawicy bardzo wiele mówią o rozwoju zielonej energii w Polsce. W praktyce jednak od lat blokuje inwestycje w OZE. Liderką ustawy antywiatrakowej była obecna europosłanka Anna Zalewska, była minister edukacji, która zawzięcie zbierała podpisy uniemożliwiające polski rozwój energetyki wiatrowej, a niedawno złożyła w Parlamencie Europejskim 30 tys. podpisów mieszkańców za utrzymaniem elektrowni i kopalni węgla brunatnego w Turowie (woj. dolnośląskie).

Prosumenci, musząc spełniać szereg uciążliwych, a często nawet nierealnych wymogów, rezygnują z realizacji swoich projektów elektrowni wiatrowych w Polsce. O sytuacji na rynku opowiedział nam wieloletni pracownik firmy zajmującej się budową masztów pomiarowych pod budowę elektrowni wiatrowych.

Doświadczony inżynier, chcący pozostać anonimowy, komentuje: – „Firma, która chce postawić wiatraki w Polsce od samego początku projektu ma pod górkę. Przepisy i warunki, jakie należy spełnić w naszym kraju, żeby uzyskać pozwolenie na budowę masztów pomiarowych, a następnie samej instalacji, są często niewykonalne. Rząd regularnie blokuje uzyskiwanie przez nas odpowiednich pozwoleń i stawia surowe wymogi. Teraz najzwyczajniej nie opłaca nam się inwestować w wiatraki w Polsce. W krajach Europy Zachodniej, jak np. Niemcy, Francja, Holandia i Belgia przepisy są dużo bardziej sprzyjające. Ponadto można bez większych problemów uzyskać dotacje na zielone inwestycje, czego w Polsce niestety brakuje. W związku z tym, ogromna większość naszych inwestycji jest realizowana poza granicami kraju, a szkoda”.

Ustawa blokująca

Ustawa antywiatrakowa zwana jest także „ustawą odległościową”. Wynika to z tzw. „zasady 10 H”, wpisanej do Ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych z maja 2016 r. Wprowadziła ona obowiązek stawiania nowych wiatraków w odpowiedniej odległości od zabudowań mieszkalnych, mieszanych i obszarów chronionych (np. parki narodowe i krajobrazowe, rezerwaty przyrody), odpowiadającej co najmniej 10-krotności wysokości wiatraka wraz z łopatami. W Polsce praktycznie nie ma terenów spełniających powyższe warunki. Skutki były oczywiste – wieloletni przestój na polskim rynku wiatraków. Również istniejące już wtedy wiatraki, które nie spełniają „zasady 10 H” zostały w znaczący sposób zablokowane. Uniemożliwiono ich rozbudowę, pozwalając jedynie na remont lub niezbędne prace konserwatorskie. Branża energetyki wiatrowej wkroczyła więc w wieloletni okres stagnacji.

We wspomnianej ustawie określona została także definicja elektrowni wiatrowej w rozumieniu przepisów prawa budowlanego. Według niej jest to budowla, która składa się „co najmniej z fundamentu, wieży oraz elementów technicznych, o mocy większej niż moc mikroinstalacji (…)”.  Zapis nie dotyczy więc mikroinstalacji oraz morskich elektrowni wiatrowych.

Jak opisuje portal Gramwzielone.pl„Ustawa odległościowa zablokowała możliwość aktualizowania przygotowanych wiele lat temu projektów wiatrowych, w których uwzględniano turbiny o znacznie niższej mocy od mocy turbin, które obecnie oferuje rynek wiatrowy. To uniemożliwia wykorzystanie nowocześniejszych technologii, co skutkowałoby zmniejszeniem ilości turbin potrzebnych do uzyskania określonej mocy, a ponadto uniemożliwia obniżanie kosztów produkcji energii wiatrowej”.

Kolejną definicją wprowadzoną przez ustawę są elementy techniczne elektrowni wiatrowej, przez które należy rozumieć „wirnik z zespołem łopat, zespół przeniesienia napędu, generator prądotwórczy, układy sterowania i zespół gondoli wraz z mocowaniem i mechanizmem obrotu”. Wskutek wprowadzenia nowych definicji nastąpił gwałtowny wzrost opodatkowania nie tylko nowych, ale również istniejących już wówczas elektrowni wiatrowych.


Jedynym zapisem, który został dobrze przyjęty przez inwestorów był ten mówiący o miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego (mpzp). Wynika z niego, że „zasadę 10 H” będzie można obejść i postawić domy mieszkalne w mniejszej odległości od wiatraków, jeśli jest to uwzględnione w obowiązującym w danym miejscu mpzp.

Liberalizacja ustawy niezbędna od zaraz

– „Powinniśmy wrócić do stanu prawnego sprzed 2017 r., kiedy to samorządy miały władztwo planistyczne na własnym terenie i mogły decydować o lokalizacji farm wiatrowych. Najlepszym rozwiązaniem byłoby podejmowanie decyzji o budowie takiej instalacji w oparciu o jej oddziaływanie akustyczne w konkretnej lokalizacji, a nie wyznaczanie sztywnej odległości. Liczymy na to, że Minister Klimatu i Minister Rozwoju przychylą się do naszego postulatu” – wyjaśnia w swoim komunikacie Leszek Kuliński, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej oraz wójt gminy Kobylnica.

Posłowie PiS planowali również wprowadzić dodatkowe obciążenia finansowe dla operatorów elektrowni wiatrowych. Dodatkowe koszty miały wynikać z wprowadzenia nowych warunków obligatoryjnych kontroli Urzędu Dozoru Technicznego (UDT). Szczęśliwie jednak, pomysł posłów nie został zrealizowany.

Ustawa odległościowa rzekomo ma zostać znowelizowana. Według rządu realnym terminem jest styczeń 2021 r. Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz podczas rozmowy z PAP zapewniła, że są plany zmiany zapisów w ustawie antywiatrakowej i umożliwienie lokalizacji w odległości mniejszej, niż wymagane „10 H” w gminach, których mieszkańcy się na to zgodzą. Minister Emilewicz przyznała, że otrzymuje liczne sygnały od polskich gmin chcących postawić w swoim obrębie farmy wiatrowe.

– „Tworzymy korekty tak, aby nie naruszając consensusu „10 H”, który jest w ustawie, gmina czy związku gmin, w sąsiedztwie których inwestycja miałaby powstać, mogłyby skrócić odległość na podstawie zgody mieszkańców, ale ta odległość nie może być mniejsza, niż.. Tutaj czekamy na analizy” – wyjaśnia szefowa resortu rozwoju.

– „Polskie gminy w drodze do samowystarczalności energetycznej chcą i potrzebują rzetelnie realizowanych inwestycji w energetyce wiatrowej” – napisali we wspólnym stanowisku Związek Gmin Wiejskich RP, Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej oraz Polskie Stowarzyszenie Energii Wiatrowej, domagając się od rządu nowelizacji ustawy antywiatrakowej. Szeroka akceptacja społeczna jest warunkiem koniecznym do wprowadzenia nowelizacji fatalnej w skutkach ustawy.

Wielki potencjał morskich farm wiatrowych

Morska energetyka wiatrowa (MEW) jest bardzo obiecującym i prężnie rozwijającym się Odnawialnym Źródłem Energii w Europie. Pierwsza MFW powstała w latach 90-tych na Morzu Północnym w Danii. Na chwilę obecną instalacje na morzu posiada 11 krajów europejskich, spośród których liderem jest Wielka Brytania planująca osiągnąć 30 GW do 2030 r. Według Raportu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej „Przyszłość morskiej energetyki wiatrowej w Polsce” ponad 80% Polek i Polaków sądzi, że produkcja energii z morskich farm wiatrowych może mieć zbawienne skutki w procesie walki ze zmianami klimatu. Aż 6 na 10 Polaków wybrałoby taki sposób zasilania w energię własnego gospodarstwa domowego. Ponad 75% obywateli uważa to za najlepszą metodę wytwarzania energii, która spotka się z akceptacją i uznaniem społeczeństwa.

PGE Baltica inwestuje w offshore

Spółka PGE Baltica została powołana w styczniu 2019 r. Ma ona wdrożyć Program Offshore w Grupie Kapitałowej PGE, która planuje budowę trzech farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim.

  • Elektrowni Wiatrowej Baltica-1 (EWB1), która w czerwcu 2020 roku otrzymała techniczne warunki przyłączenia do sieci przesyłowej dla mocy do 896 MW;
  • Elektrowni Wiatrowej Baltica-2 (EWB2), która w styczniu 2019 roku otrzymała od Polskich Sieci Elektroenergetycznych propozycję technicznych warunków przyłączenia do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego dla 1498 MW;
  • Elektrowni Wiatrowej Baltica-3 (EWB3) z umową przyłączeniową z PSE na 1045 MW.

PGE oraz duński koncern Orsted (będący największym dostawcą turbin wiatrowych na świecie) podpisały porozumienie w sprawie warunków współpracy przy tworzeniu, eksploatacji i utrzymaniu instalacji na Morzu Bałtyckim. Docelowo Orsted ma odkupić od nas połowę udziałów w powstałych spółkach EWB2 i EWB3.

PGE Baltica przez dwa lata prowadziła kampanię pomiarową wiatru na Bałtyku. Mierzone były parametry takie jak prędkość, siła i kierunek wiatru oraz turbulencje.

-„Badania wietrzności to dopiero początek przygotowań do budowy, niemniej dla realizacji inwestycji są kluczowym etapem. Cieszę się, że został on zakończony, szczególnie w kontekście otrzymanej w styczniu decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych dla elektrowni wiatrowych Baltica 2 i Baltica 3. To kolejne kroki zbliżające nas do uruchomienia przez PGE Baltica pierwszych morskich farm wiatrowych” – tłumaczy Monika Morawiecka, prezes zarządu PGE Baltica.

Pomiary wiatru przy użyciu pływającego Lidaru pozwoliły zebrać wysokiej jakości dane i tym samym w lutym tego roku potwierdziły odpowiednie warunki do budowy morskich farm wiatrowych. PGE podkreśla atrakcyjność lokalizacji planowanych farm wiatrowych. Bałtyk ma płytsze wody, niższe fale i mniejsze pływy, niż sąsiednie Morze Północne.

Następnym etapem prac jest badanie dna morza oraz stworzenie koncepcji pozwalającej połączyć farmy na morzu z lądem, a tym samym wyprowadzić moc.

– „Realizacja tego projektu pozwoli na uniknięcie emisji na poziomie około 7 mln ton CO2 rocznie, a wyprodukowana w ten sposób zielona energia elektryczna będzie w stanie zasilić nawet 4 mln gospodarstw domowych” – mówił na początku roku Henryk Baranowski, ówczesny prezes zarządu PGE.

Program Offshore przewiduje wybudowanie do 2030 r. dwóch morskich farm wiatrowych o łącznej mocy do 2,5 GW oraz kolejnej o mocy 0,9 GW po 2030 r. Jak zapewnia PGE Baltica, „pierwszy prąd z farmy Baltica-3 o maksymalnej mocy do 1045 MW planowo popłynie po 2026 r.”

Warto więc inwestować w edukację ekologiczną i uświadamianie poszczególnych społeczności lokalnych o korzyściach płynących z wykorzystania energii z wiatru. Farmy wiatrowe mogą zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne przyjazne środowisku.


Autorka: Klaudia Urban