Po powodzi eksperci z silnej naukowo i obywatelsko Koalicji Ratujmy Rzeki patrzyli ze zdumieniem na to co się dzieje na rzekach, przez które przeszła klęska. Wody Polskie wydawały dziesiątki milionów złotych bez planu i programu na odtwarzanie po staremu koryt i tras Białej Lądeckiej i Białej Głuchołaskiej.
Symbolem tego „betonowo- technicznego” myślenia były koparki w korycie rzeki, też w miejscach, gdzie nie było powodzi, w cennych przyrodniczo miejscach Natury 2000 „Odtwarzano rzeki”, jak zwykle, w formie wymyślonego przez człowieka kształtu trapezowego koryta, które jest świetną rynną do przenoszenie energii wody i jej masy w dół na niżej położone tereny. To stała i błędna metoda „pozbywania się” i przyspieszania spływu wody, która gdzieś poniżej znajduje ujście w nasileniu skutków powodzi.
Koalicja Ratujmy Rzeki (KRR) prosiła o spotkanie z pełnomocnikiem rządu, rozdającym setki milionów – ministrem Kierwińskim, który jednak nie znalazł czasu dla ekspertów. Koalicja chciała przypomnieć reguły, którymi powinniśmy się kierować w odbudowie po takich powodziach. Spisała je w listopadzie 2024 r. w formie stanowiska o symbolicznym tytule „Rzeka betonu nikogo przed powodzią nie uratuje”. Opinia ekspertów KRR wpisuje się dobrze w przedwyborcze deklaracje Koalicji rządowej o redukowaniu „betonozy” na rzekach.
Jednak w praktyce słabo to wychodzi. Problem jest też strukturalny. Premier Tusk nadal utrzymuje „dział wody” w Ministerstwie Infrastruktury, jak absurdalnie ustawił to PiS. Od 1989 r. gospodarka wodna podlegała zawsze ministrom ochrony środowiska.
Obserwowaliśmy paraliż służb gospodarki wodnej podczas katastrofy na Odrze w 2022 r. i widzimy powielanie błędów po powodzi na południu Polski dziś przez Wody Polskie. Sojusz rządu z „hydrobetonem” zobaczyliśmy też w „Programie dla Nysy Kłodzkiej” – planie naprawy skutków powodzi na rzekach Opolszczyzny i Dolnego Śląska ogłoszonym i konsultowanym m.in. w dotkniętych największą klęską Lądku Zdroju i Stroniu Śląskim.
Publiczne pieniądze wydaje się w Polsce bardzo łatwo
Niezmordowany prof. Zalewski, akuszer i beneficjent wszystkich programów Banku Światowego (BŚ) od 1997 r. – dziś z mandatu Wód Polskich i ministra Kierwińskiego – szykuje kolejny, czwarty program i pożyczkę z BŚ. Z poprzedniej pożyczki udało się uregulować i ukamienować Odrę Środkową i Graniczną pod pretekstem pływania lodołamaczy. Krytykowali to naukowcy i organizacje pozarządowe z Polski i Niemiec. Rację przyznawały im sądy WSA i NSA. Ale i tak nowy PSL-owowski minister infrastruktury wraz z Wodami Polskimi dokończyli rozpoczęte przez PiS kamienowanie Odry ostrogami. Wszyscy są zgodni ostrogi i regulowanie Odry osłabiło jej odporność podczas katastrofy w 2022 r. Pożyczki BŚ spłacamy, więc czwartą też spłacimy, jak zwykle, z podatków obywateli.
Do prezentowanego przez prof. Zalewskiego programu przeciwpowodziowego dla Nysy Kłodzkiej, a właściwie Białej Lądeckiej fachową opinię przygotowała KRR. Ale przede wszystkim bardzo emocjonalne opinie wyrażali w konsultacjach mieszkańcy regionu, których autorzy planu chcą wysiedlić w miejscowościach, gdzie przewidziano tzw. zbiorniki suche.
Same zbiorniki mają kosztować ok. 900 mln zł, ale trudno ocenić jaki efekt przynoszą one w postaci obniżenia fali powodziowej na poszczególnych przekrojach Białej Lądeckiej. Tego nie pokazano. Z tym zawsze jest problem, choć fachowe modelowanie powinno pokazać dokładnie, o ile centymetrów konkretny zbiornik może obniżyć fale powodziową, czyli ryzyko powodziowe. To powinno być podstawą decyzji inwestycyjnych i finansowych, szczególnie przy 100 proc. nakładach publicznych.
W prezentowanym programie były wymienione działania tzw. miękkie, które są potrzebne i które eksperci też z KRR popierają (lepszy system prognozowania i ostrzegania, wyprowadzanie zniszczonej zabudowy poza tereny zalewowe, budowa zabezpieczeń przeciwpowodziowych dla poszczególnych budynków). Na to jednak na razie nie zaplanowano środków. Pieniądze podatników mają pójść na budowy kilku zbiorników, które mają poprawić bezpieczeństwo w części górnej Białej Lądeckiej w rejonie Stronia Śląskiego i Lądka Zdroju.
Mieszkańcy z kolei bronią się przed wysiedleniami i protestują przeciw zbiornikom suchym. Powtarza się sytuacja jak w 2019 r. za rządów PiS, kiedy Wody Polskie chciały wydać 1,5 mld zł (przy dzisiejszych cenach pewnie ponad 2 mld zł). Efekty przeciwpowodziowe takich działań raczej są znikome, a wysiedlenia też kosztowne ekonomicznie i społecznie. Pewny jest natomiast „przerób” środków na budowę zbiorników, przekształcających jeszcze bardziej cenny krajobraz Kotliny Kłodzkiej.
Gdy myślę o tych inwestycjach, to przypominam sobie o niepotrzebnym ekonomicznie i szkodliwym przyrodniczo przekopie Mierzei Wiślanej. Planowano 880 mln zł, a wydano na niego ok. 2 mld zł i jeszcze kolejne kilkaset milionów jest wydawane obecnie na kanał i port w Elblągu. Dziś pływają tam kajaki, żaglówki i motorówki. Na obiecywane przez PiS barki towarowe nie ma widoków. Jesteśmy bogatym krajem…
Wracając na koniec do powodzi w górach i Kotlinie Kłodzkiej. Zmiana klimatu wywoła następne wielkie powodzie w górach i poza nimi jeszcze za naszego życia. To pewne. Gdzie inwestować środki? Co ma sens? Głównie wyprowadzka poza tereny zalewowe, a jeśli nie, to przebudowa i wzmocnienie istniejących budynków. Na pewno dobre systemy prognozowania i ostrzegania, wiedza i przygotowanie mieszkańców, jak się zachować. A w wypadku tak dużych opadów jak w 1997 r. i 2024 r. sprawna i szybka ewakuacja zagrożonych mieszkańców. Szczególnie na terenach górskich, tam powódź szybciej powstaje i zaskakuje mieszkańców.