Miasta starające się utrzymać w czystości miejsca, które odwiedzają turyści, wydają na to ogromne pieniądze – mówi w wywiadzie dla portalu „Odpowiedzialny Inwestor” prof. Agnieszka Nawirska-Olszańska autorka raportu „Wakacje ze śmieciami, czyli co zostawiamy po sobie w miejscach wypoczynku” opublikowanego przez Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA. Dodaje przy tym, że już za moment pojawi się nowy problem w postaci olbrzymiej ilości „petów” po papierosach elektronicznych i wkładach tytoniowych.
Czy dziś świadomość Polek i Polaków jest większa niż kiedyś i dzięki temu śmiecą mniej? A może to tylko złudzenie i śmiecimy tak samo, jak wcześniej?
Z mojej perspektywy, czyli świadomie oglądającej lasy od lat 70-tych, jest znaczniej lepiej, niż wtedy. Jest nawet lepiej niż na początku tego wieku. Oczywiście nadal jest źle. Z obserwacji moich i moich przyjaciół wynika, że skupisk, tzw. dzikich wysypisk śmieci jest obecnie mniej. A przy tak dużej świadomości powinno ich nie być w ogóle. Dziś większym problemem niż w latach 70-80-tych są ogromne ilości plastiku, którego w tamtych latach jeszcze nie było tak dużo w Polsce oraz weekendowe śmieci.
To znaczy jakie?
Przede wszystkim plastikowe butelki, też w głębi lasu, w górach, ale też olbrzymia ilość szklanych butelek. Głównie po piwie, a co za tym idzie kapsli rozrzuconych w różnych miejscach. Do tego mniejsze butelki po alkoholach wysokoprocentowych o małym litrażu: 100-200 ml, czyli małpki. To są tzw. weekendowe śmieci, których jest bardzo dużo zwłaszcza na brzegach lasów, nad rzekami, jeziorami, zbiornikami wodnymi, czyli tam, gdzie przychodzimy, aby się zrelaksować.
Polacy kupują miliony małpek dziennie. Pierwszy milion „setek” czy „dwusetek” sprzedaje się tu jeszcze rankiem.
Jest to możliwe, z tym że one nie trafiają do środowiska naturalnego. One są bardziej w miastach. To jest niestety plaga – ktoś w drodze do pracy kupuje małpkę, wypija ją i idzie pracować. Odstawiają te butelki na chodnikach, w bramach itp. Rzadziej trafiają do lasu, częściej w parkach czy na miejskich skwerach. Siądą, łykną sobie i pójdą dalej.
To znaczy, że w miejscach wypoczynku, szczególnie letniego, będzie więcej butelek po piwach, w tym również kapsli, niż małej frakcji szklanej?
Tak sądzę. Do tego puszki po piwie i ogromna ilość petów po papierosach – rzucanych wszystko jedno, gdzie. Zmorą naszego społeczeństwa jest palenie. Teraz novum stają się „pety” po elektronicznych papierosach wyrzucane przez palących. Te papierosy typu iqos są malutkie, ale w całości trafiają do śmieci. Pojawia się coraz więcej e-petów przypominających konwencjonalne, ale o innym składzie. To inny rodzaj odpadów, których też będzie dużo. Już za moment pojawi się olbrzymia ilość e-petów.
Odpady kumulują się latem
To kolejne wyzwanie stojące przed gospodarką odpadami. Palacze generują je cały rok, a nie tylko w wakacje. Co z petami w miejscach wypoczynku typowo letniego, np. na plażach, w beach barach, stoiskach imprez plenerowych?
Na pewno w miejscach plenerowych, w miastach, nad zbiornikami, te odpady są całoroczne, ale kumulują się latem. To, czego nie mogę zrozumieć, to wielkie ilości petów zakopanych w piasku na plażach. Ludziom nie chce się zanosić ich do śmietników.
Typowy widok nad polskim morzem – dziecko bawi się w piasku, buduje zamek, a jego wieże, chcąc nie chcąc, zdobią pety. Sprzątanie i utrzymanie czystości gdyńskich plaż i przystani jachtowej w tym roku miasto oszacowało na około 1,6 mln zł. W 2022 r. za usuwanie nielegalnych wysypisk Gdynia zapłaciła prawie 420 tys. zł. Za to Gdańsk w 2023 r. wydał ponad 522 tys. zł na usuwanie dzikich wysypisk. Plaże sprząta tam Gdański Ośrodek Sportu. Pytanie, czy bardziej śmiecą tam lokalsi, czy jednak turyści.
Miejsca kąpieliskowe są też nad rzekami, jeziorami. Miasta starające się utrzymać je w czystości, wydają na to wielkie pieniądze. Kto śmieci tam bardziej, trudno powiedzieć. Niech grupka 10 osób usiądzie na plaży, wypije tylko po dwa piwa, zje chipsy i usmaży kiełbaski. Robi się pokaźne wysypisko z 20 butelkami, plastikiem itp. O to posądzałabym raczej turystów.
Stowarzyszenie Eko-Unia zbierało dane z miejscowości nadmorskich, górskich, turystycznych, parków narodowych i nadleśnictw. Najbardziej mnie dziwi, że nadleśnictwa nie mają danych o śmieciach zostawionych na dziko. Leśnicy z Sudetów mówią mi, że w samych lasach śmieci jest mniej, tych świeżych bardzo niewiele. Za to na skrajach lasów pojawiło się ich znacznie więcej. Wygląda to tak, jakby ludzie przyjeżdżali autami pełnymi śmieci i wyrzucali je całymi workami. To nie tak, jak kiedyś, że podczas remontu ludzie wywozili tapety, kafle, meble itp. Tych śmieci nie ma prawie wcale, za to dużo śmieci komunalnych jest na skrajach lasu czy przy drogach. Tylko to są odpady „życiowe” osób niechcących płacić za wywóz odpadów, a nie te wakacyjne.
Czy idąc na spacer czy po leśne owoce, grzyby, zwykle wręcz potykamy się o odpady?
Nie wiem, jak to jest, że pełna 1,5-litrowa butelka jest lżejsza niż pusta. Łatwiej ją zanieść do lasu, niż z niego wynieść. „Prawdziwi” spacerowicze zostawiają butelki po napojach, papierki po słodyczach, folie po kanapkach i oczywiście pety. Po turystach przychodzących do lasu niby odpocząć, ale w zasadzie napić się alkoholu, zostają właśnie butelki po piwach, kapsle. Przy miejscach, w których palą ogniska (których przecież nie wolno rozpalać w lasach) są też opakowania po zagryzkach do piwa. Czasami są też małpki i większe butelki szklane.
Co na to leśnicy?
O ile straż leśna wlepia mandaty, gdy złapie kogoś za rękę, to ja nie wiem, czy sprząta te lasy. Z moich obserwacji wynika, że leśnicy i drwale czasem robią różne akcje sprzątania lasu. Im się za to nie płaci, oni robią to w czynie społecznym i dla własnej satysfakcji. Koszty wywozu zebranych śmieci musi już pokryć nadleśnictwo. Najbardziej zanieczyszczone są przyszlakowe, najczęściej uczęszczane części lasu.
A co z resztą Polski? Czy parki narodowe, okolice jezior i rzek też toną w odpadach?
Wszystkie tereny chronione mające swoje zarządy pokrywają koszty sprzątania, bo to jest w ich interesie. Z badań przeprowadzonych przez EKO-UNIĘ wynika, że na tych terenach rzadziej śmiecimy. Niestety śmieci pojawiają się również w Parkach Narodowych, mówią o tym dane ze Świętokrzyskiego Parku Narodowego. W 2023 r. usunięto tam 102 260 litry śmieci z nielegalnych wysypisk.
W takim razie co powinno się zadziać w świadomości społecznej, żebyśmy przestali zostawiać po sobie śmieci?
Edukacja prowadzona przez różne fundacje i mass media, przez przedszkola, szkoły itd. dużo mówi o niezostawianiu śmieci w środowisku naturalnym. Kiedy ja prowadzę ze studentami zajęcia z ekologii i ochrony środowiska i o tym mówię, to oczywiście wszyscy kiwają głową na tak, ale nie wiem jak się później zachowują. Chyba wyjście do małych dzieci, czyli do przedszkolaków oraz uczniów klas I-IV oraz uczenie ich, że papierka nie rzuca się na ulicę. W pewnym momencie zastanawiałam się, jaką rolę w uświadamianiu młodych ludzi mogą mieć tzw. influencerzy, youtuberzy etc.
Ponad pół miliona rocznie za usunięcie nielegalnych wysypisk. 730 tys. na edukację ekologiczną
Samorządy wydają też pokaźne kwoty na edukację ekologiczną. Gdańsk tylko w tamtym roku zapłacił ponad 730 tys. zł za edukację w zakresie prawidłowego postępowania z odpadami komunalnymi. Załóżmy, że dzieci będą się tam uczyć od przedszkola, ale gdy przyjadą turyści z całej Polski i zza granicy, zostanie po nich mnóstwo dzikich wysypisk czy skupisk odpadów.
Edukacja musi obejmować cały kraj. Wracając do lat 70-80-tych, Niemcy skarżyli na siebie, widząc np. śmiecenie. Za wyrzucenie opony poza dozwolonym miejscem płaciło się wtedy 500 marek, co było ogromną kwotą. Nikt więc tego nie robił, bo bano się donosów i mandatów. W Polsce niskie kary i rzadkie nakładanie ich za zanieczyszczanie środowiska powoduje, że ludzie śmiecą. Dopóki Polak nie jest złapany na gorącym uczynku, to nie płaci. A poza tym co to jest 500 zł? Jeśli dotyczy to grupy, wszyscy się złożą po kilkadziesiąt zł. Skuteczniejsze byłoby podniesienie kwot, żeby kary były bardziej dotkliwe.
Również w Niemczech, dzisiaj, konkretnie w Berlinie – za wyrzucenie niedopałka poza koszem na śmieci grozi mandat w wysokości 120 euro. W Monachium 55 euro, ale zostawienie tam peta na placu zabaw kosztuje 1 tys. euro. Dodatkowo wyrzucenie petów z auta oznacza karę 50 euro. Czego prawdopodobnie nie wiedziało wiele osób: jeśli palisz poza wyznaczonym obszarem na stacjach kolejowych, możesz zostać ukarany grzywną w wysokości 15 euro. Jeśli zamiast wyrzucić niedopałek do kosza na śmieci lub na popielniczkę, kopniesz niedopałek na podłogę, możesz zostać obciążony opłatą manipulacyjną w wysokości 40 euro.
Poza tym u różnych naszych sąsiadów jest sensowny system kaucyjny. Ja np. czasem jeżdżę do Czech, żeby oddać szklane butelki. U nas wiecznie jest to problem. Z puszkami kłopot jest mniejszy, bo niektórzy chodzą po terenach zielonych i zbierają je na złom, choć kwoty za niego są śmieszne. Do tego formalności, papierologia itp.
Ja dobre nawyki wyniosłam z domu. Moi rodzice nauczyli mnie wrażliwości na środowisko. Ale jeżeli rodzice tego nie robią, dobrze by było, żeby uczyła jej szkoła czy przedszkole.
Często dochodzi do przerzucania się odpowiedzialnością między rodzicami a placówką, także w zakresie edukacji tego typu.
Tak. Trudno wymagać od niewrażliwych rodziców, żeby nauczyli tego dzieci. Stąd należy robić to w placówkach. Najmłodsi wiedzący, że papierków po cukierkach nie rzuca się, gdziekolwiek są wyjątkiem. Widzę to, gdy odbieram moje wnuki z przedszkola. Dopiero współpraca rodziców i placówek da efekty. Dopóki najmłodsze pokolenia się tego nie nauczą, będziemy mieć to, co mamy.
Prof. Agnieszka Nawirska-Olszańska pracuje na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Ukończyła studia na Politechnice Wrocławskiej na Wydziale Inżynierii Środowiska ze specjalizacją Technologia Wody, Ścieków i Odpadów. Wtedy też rozpoczęła pracę na Akademii Rolniczej (dziś Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu). Od 2019 r. profesor Uczelni UPWr. Szczególne zainteresowania to ochrona środowiska oraz przetwórstwo owoców i warzyw.
Autorka: Klaudia Urban